To brzmi bardzo dobrze: obniżka ZUS i CIT dla małych firm, co roku 300 zł na każde dziecko na szkolną wyprawkę, minimalna emerytura dla kobiet z co najmniej czwórką dzieci, 5 miliardów na wsparcie budowy dróg gminnych i powiatowych, 100 tys. mieszkań w budowie z programu Mieszkanie Plus za rok, 23 mld zł. na ułatwienie seniorom, osobom niepełnosprawnym, kobietom z dziećmi poruszania się w przestrzeni publicznej, program „Mama plus” – darmowe leki dla kobiet w ciąży, premie za „szybkie urodzenie drugiego dziecka”, dodatkowe, bezpłatne urlopy wychowawcze oraz gwarancje miejsc w żłobkach, w przedszkolach, udogodnienia dla mam-studentek dotyczące organizacji studiów, dostępu do urlopów dziekańskich, specjalnych programów stypendialnych, bon dla uczącej się młodzieży w wieku od 16. do 25. roku życia na zajęcia kulturalne i sportowe, wsparcia dla zespołów regionalnych i twórców kultury ludowej…
Uff! W głowie może się zakręcić od tylu dobrodziejstw. Jako obywatel mogę sobie tylko życzyć, żeby te wszystkie plany się udały, ku społecznemu pożytkowi.
Jako odpowiedzialny polityk, który zwykł przykładać marzenia do realiów, muszę jednak zadawać sobie pytania o ich rzetelność. Zresztą nie ja jeden. Ludzie znający się na budownictwie mówią na przykład, że osiągnięcie 100 tysięcy lokali w przyszłym roku będzie nie lada wyczynem, gdyż moce przerobowe są wykorzystane w 100 procentach, koszty rosną, a budowlańców brakuje.
Inny przykład: na obniżeniu podatku CIT do 9 proc. dla małych i średnich przedsiębiorstw skorzystają tylko ci, którzy prowadzą działalność gospodarczą jako spółki prawa handlowego, czyli tylko 12 proc. Prawie 90 proc. to PIT-owcy, a tych obniżka nie obejmie…
Jedni powiedzą, że to malkontenctwo, inni, że trzeźwe spojrzenia, ale tak czy inaczej, w świetle zaprezentowanych nowych projektów rządowych widać, jak bardzo Polsce potrzebna jest Unia Europejska, jak dobroczynny wpływ na rozwój naszego kraju mają unijne fundusze. Bez nich bardzo trudno byłoby formułować dziś obietnice wyborcze… A jak nie ma się nic do obiecania, to co to za wiec wyborczy? Dowód? Premier obiecał 23 mld. zł. na program usuwania barier architektonicznych uniemożliwiających normalne funkcjonowanie ludzi niepełnosprawnych, na wózkach inwalidzkich lub matek z dziećmi w wózku. Świetna sprawa, tylko że 13 mld. z tych 23 pochodzi z Brukseli i są to pieniądze już od dawna w tym celu wykorzystywane.
Modernizacja dróg lokalnych – 5 miliardów złotych przez 18 miesięcy… W internecie znalazłem taką informację: „Rozpoczynamy program, który będzie polegał na wybudowaniu 100 kilometrów dróg w każdym powiecie dla uczczenia 100-lecia niepodległości” – powiedział na konferencji prasowej marszałek woj. lubelskiego Sławomir Sosnowski. W woj. lubelskim jest 20 powiatów. Według marszałka łączny koszt inwestycji w ramach programu można szacować na około 1 mld zł.…
To oznacza, że z oferowanych przez premiera Morawieckiego 5 mld., tylko drogi woj. lubelskiego mogłyby pochłonąć jedną piątą. W Polsce jest 314 powiatów oraz 66 miast na prawach powiatu – razem 380… W obliczu takiej rzeczywistości zapowiedziany program modernizacji dróg lokalnych jest zatem wielkości mikroskopijnej. Jest akapitem w przemówieniu promującym rząd, a nie realną szansą na zmianę obrazu polskich dróg lokalnych.
Polskie drogi zmieniają się jednak. Dzięki Unii Europejskiej! W 2017 roku mieliśmy już 1641 km oddanych do użytku autostrad i 1611 km dróg ekspresowych. Dla porównania, 25 lat temu całkowita długość dróg o standardzie autostrad wynosiła… 100 km.
Nie tylko drogi – cała Polska zmienia się dzięki Unii. Powstały setki tysięcy nowych miejsc pracy, kilkadziesiąt tysięcy przedsiębiorstw uzyskało pomoc finansową, powstało kilka tysięcy nowych przedszkoli, wsparcie finansowe uzyskało ok. 3 tys. programów badawczych, kupiliśmy kilka tysięcy nowoczesnych tramwajów i autobusów, zbudowaliśmy kilkaset oczyszczalni…
Oto jeden z beneficjentów, gmina Brzeszcze – matecznik pani premier Beaty Szydło: kanalizacja, modernizacja składowiska odpadów, oczyszczalnia ścieków, no i miliony dotacji dla Społecznej Szkoły Zarządzania i Handlu w Oświęcimiu.
I pomyśleć, że ta sama pani Beata Szydło była pierwszym premierem rządu polskiego, która z dumą wyprowadziła z gabinetów rządowych flagę Unii Europejskiej. Nie ma jej tam do dziś. Pojawia się tylko okazjonalnie – gdy z oficjalną wizytą przyjeżdża jakiś ważny unijny urzędnik. Na przykład na tle takiej flagi wystąpił pan premier Morawiecki z panem wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej Timmermansem, który badał w Warszawie stan przestrzegania unijnych standardów w związku z rządowymi zmianami w sądownictwie. Na co dzień jednak flaga unijna w instytucjach rządowych chowana jest do kąta. Za to Unia chętnie używana jest jako przykład zła grożącego Polsce. Żeby nie być gołosłownym przywołajmy niedawne przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy w Kamiennej Górze, ze słynną frazą: „Bardzo często ludzie mówią: po co nam Polska? UE jest najważniejsza. To niech sobie przypomną 123 lata zaborów”… Porównanie naszego członkostwa w Unii, tego wieku iście dla Polski złotego, z ponurym czasem zaborów zdumiało niejednego. Zresztą pan prezydent nie jest sam. Wielu polityków PiS-u w zasadzie kwestionuje nasze członkostwo. Mówią: – A po co nam ta Unia? Co my z tego mamy? Spotykam się i ja z podobnymi postawami podczas swoich podróży po Polsce, a jeżdżę często, bo uważam, że jako poseł do Parlamentu Europejskiego i jednocześnie jego wiceprzewodniczący, mam taki obowiązek.
Niby wystarczy rozejrzeć się dookoła, żeby na własne oczy zobaczyć, „co my z tego mamy”. Niemniej wiem z doświadczenia, że dopiero jak się wytłumaczy czarno na białym, jak wspólnie z wątpiącymi policzy się zyski i straty, nakłady i korzyści, to dopiero oczy, uszy i głowy ponownie otwierają się na argumenty.
To ważna konstatacja – żeby nieustannie o tym rozmawiać, żeby na przykładach, które są przecież na wyciągnięcie ręki, w zasięgu wzroku każdego z nas, pokazywać – „co nam Unia dała”. Unii trzeba bronić. I trzeba ludziom tłumaczyć, żeby każdy zrobił swój prywatny rachunek zysków i strat. Założę się – każdemu wyjdzie, co wyjść musi – że każda polska rodzina w jakiś sposób na członkostwie Polski w Unii skorzystała. Jak nie poprzez zatrudnienie, to przez dostęp do cywilizacyjnych udogodnień (wodociąg, gazociąg, kanalizacja, oczyszczalnia ścieków, żłobek, przedszkole, maszyny w gospodarstwie rolniczym, stały dopływ gotówki z dopłat unijnych), aż po swobodny dostęp do wielkiego unijnego rynku pracy – w 28 krajach UE.
Jako członek SLD nie mogę przy okazji nie dać wyrazu nadziei, że przypomną sobie wtedy obywatele, kto Polskę do Unii wprowadzał i kto od początku był i jest jednoznacznym zwolennikiem naszego unijnego członkostwa. Moje ugrupowanie – SLD, nigdy w tej sprawie nie było koniunkturalne. Zawsze byliśmy i ciągle jesteśmy za coraz ściślejszymi związkami Polski z Unią Europejską. My nie zasłaniamy się flagą Unii, gdy spotykamy się z naszymi europejskimi kolegami i nie wynosimy jej do przedpokoju, gdy oni wyjadą. Nie patrzymy na Unię jedynie poprzez kasę, ale także poprzez wartości, które ona sobą reprezentuje. Bo przyznają Państwo, że wolność, demokracja, praworządność, to zacne wartości.
Warto to sobie uświadomić, zwłaszcza, że idzie czas, kiedy obywatele będą poddawani coraz intensywniejszej propagandzie wyborczej. Warto głosować na ludzi pewnych, o jednoznacznych pro-europejskich poglądach.
Prof. Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego